Niedzielne wędrówki bez celu

  Ten blog, to właśnie blog, gdzie mogę snuć opowieści poza pamiętnikiem czyli blogiem mym głównym i poza mieszaniem w Tyglu z Internetem. 

I dlatego ta opowieść o wędrówce bez celu po okolicy Ascoli znalazła się tutaj. Jest ilustrowana fotkami i moimi komentarzami więc jej miejsce jest właśnie w tym moim blogu uzupełniającym. 

Po przejściu niedzielnym przez place ascolańskie V, postanowił włączyć do spaceru samochód. I tak pojechaliśmy poza obręb miasta raczej  górzysty i oto pierwszy przystanek, żeby spojrzeć na nasze Ascoli 





Odkryliśmy drogowskaz do muzeum. Niestety było nieczynne. Może innym razem się uda tam wejść, bo zapowiada się interesująco nawet jeżeli jest niewielkie.

Jechaliśmy takimi bocznymi drogami 

przy których stały ładne i zadbane domy. 
Drogi wiodły raz do góry, a raz na dół. Aż zatrzymaliśmy się w Appignano del Tronto a właściwie na jego przysiółku.  





A  stamtąd już na dłuższy postój w Ripaberarda, która mocno ucierpiała w trakcie trzęsienia ziemi. Kiedyś pokazywałam zdjęcia z tej miejscowości. 




Pod tym właśnie kościołem 
na tej właśnie kamiennej ławeczce w głębokim cieniu odbył się nasz piknik i odpoczynek od skwaru, który panował niemiłosierny. 
Prawie w każdej miejscowości jest pomnik poległych Włochów zarówno w   I jak i II Wojnie Światowej 


A potem dotarliśmy do Castignano . Nie pierwszy zresztą raz. Zostawiliśmy samochód i mocno nasłonecznioną drogą, która  była zamknięta ( ale V. zawsze włazi tam, gdzie nie wolno) wzdłuż murów doszliśmy do centrum miasta. Kara Boża i tak go spotkała, bo coś go pogryzło i ma odczyn do dziś, Posmarowałam go w końcu maścią z antybiotykiem. A, że na trasie był otwarty kościół, to naturalnie go zwiedziliśmy. 








Żeby dojść do samochodu trzeba było zrobić solidny spacer wzdłuż murów Castignano po przeciwnej stronie miejscowości. Ale są one tak fotogeniczne, że spokojnie dałam radę bez narzekania. 


Obsadzone kwiatami pięknie wyglądają. 




Bardzo charakterystyczny włoski element - pranie. O to włoskie pranie była w Neapolu afera, kiedy chciano zabronić wieszania prania na zewnątrz. 
Bo jak, to, to uświęcony zwyczaj i absolutnie nie wolno go likwidować. Tradycja rzecz święta. I dodaje kolorytu Italii. 








Część domów w pasie murów już jest odnowiona i ponownie zasiedlona. 
A my doszliśmy w końcu do samochodu momentami odpoczywając w cieniu i pojechaliśmy zwiedzić cmentarz w Castignano. 







Cmentarz leży powyżej Castignano i ma bardzo ciekawą kwaterę grobowców włoskich. Otóż nazwisko rodziny znajduje się na płycie przy wejściu ułożonej z kafelków ręcznie malowanych we wszystkie  niebieskie odcienie. Pierwszy raz widziałam taką kwaterę. I roztacza się z niej widok na okolicę. 
A to widok z bramy cmentarnej na starówkę Castignano.
Potem już był kurs na Ascoli. I jak zwykle podziwianie naszej atrakcji w Marche w pobliżu Ascoli czyli skał zwanych calanchi 


Dotarliśmy do domu po blisko dziewięciu godzinach. Jestem pełna podziwu dla V., że taką trasę samochodem zrobił bez zmęczenia. Jeszcze trzy miesiące temu byłoby, to nie do pomyślenia. 

I tak " Niedzielna wędrówka bez celu"  wskoczyła na swoje miejsce na blogu. 

Komentarze

  1. Nie byle jaki ten spacerek . Piękne widoki !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę godzin zajęło. Tam wszędzie piękne widoki. 😀

      Usuń
  2. Świetne robisz ujęcia, same ciekawostki, niebanalne widoczi, Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Nie przejmuj się literówkami. Nasze telefony piszą czasem bez naszej wiedzy. Uściski

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

TYGIEL Z INTERNETEM LUTY/25

TYGIEL Z INTERNETEM maj/25 kolejny przedwyborczy

TYGIEL Z INTERNETEM MARZEC 2/25